wtorek, 16 grudnia 2014

6. NYC. Dolny Manhattan.


Pozwalamy sobie dzisiaj pospać odrobinę dłużej, jemy śniadanie przypominające nasze polskie posiłki- z sałatą i innymi warzywami i dopiero przed 11.00 opuszczamy Harlem. 








Przygodę z Nowym Jorkiem rozpoczynamy od Dolnego Manhattanu, od miejsc, w których zaczęła się historia tego miasta, tj. od Liberty i Ellis Island. Przed wyjazdem naczytałam się sporo porad o tym jak szybko i najtaniej zwiedzić najważniejsze atrakcje NYC - jednym ze sposobów jest na pewno zakup karty City Pass ( 109 $/ 6 najważniejszych atrakcji w cenie). Oczywiście można próbować zrobić to inaczej- w wielu muzeach obowiązuje tzw. donation, czyli dobrowolna opłata za wstęp, inne oferują darmowe dni w miesiącu lub tygodniu, jednak niektóre atrakcje pozostają zawsze płatne ( średnio 30$), jak np. Statua Wolności czy Empire State Building, więc suma summarum zakup City Pass naprawdę jest opłacalny. Pogoda jest cudowna, piękne słońce, 17 stopni Celsjusza powodują, że spędzamy dziś magiczny dzień w NYC. Z Battery Park płyniemy na Liberty Island, gdzie już z daleka widać bodajże najbardziej znany na świecie symbol wolności i inspiracji dla Amerykanów- Statuę Wolności. Nie sądziłam, że jest tak ogromna! Aby wjechać na koronę trzeba by zarezerwować bilety z wielomiesięcznym wyprzedzeniem i na dodatek pokonać 354 spiralne schody, co stanowi nie lada wyzwanie. 















Na Ellis Island w dawnym budynku kontroli imigracyjnej z 1900 r. zorganizowano arcyciekawe muzeum, po którym oprowadza nas czarnoskóra, przemiła pani przewodnik. 




Sposób, w jaki opowiada pozwala nam poczuć się jak byśmy byli jednymi z 12 mln emigrantów, którzy na Ellis Island musieli przejść odprawę i rejestrację. Oglądając tzw. separation stairs ( schody rozłąki) nie trudno wyobrazić sobie dramaty rodzin, gdy okazywało się że męża kierowano na prawo ( do NY) a żonę np.z powodu nie przejścia kontroli medycznej do środkowych drzwi, które oznaczały deportację. To muzeum koniecznie trzeba zobaczyć! Trzeba tylko zarezerwować sobie na to trochę czasu- mimo że promy kursują co 25 minut sporo czasu zajmuje właśnie przemieszanie się między NYC-Liberty Island a Ellis Island.

Emigranci, którzy zbyt długo rozglądali się po wejściu do głównego holu, lub zachowywali w sposób uznany za nietypowy ( jak roztańczony i robiący dużo hałasu Charlie Chaplin), otrzymywali łamigłówkę-puzzle, które my również wspólnie próbowaliśmy ułożyć-i nie zmieściliśmy się w wyznaczonym czasie 5 minut. Najważniejsze była jednak sama próba znalezienia rozwiązania- ci, którzy próbowali, byli przepuszczani przez urzędników emigracyjnych.


Emigranci musieli też udzielić odpowiedzi na wiele pytań, choć i tak najbardziej restrykcyjna była
kontrola lekarska. Nawet ci, którzy mieli pieniądze i przypływali do Ameryki na statkach w pierwszej klasie i omijali Ellis Island- musieli być nienagannego zdrowia-o czym zaświadczał lekarz, przybywający bezpośrednio na statek.



Separation Stairs- Schody Rozłąki- na lewo NYC, na prawo-New Jersey, środkowe drzwi-deportacja.



Widoki z Liberty i Ellis Island na Manhattan- amerykańskie flagi są wszędzie- w miejscach publicznych, w przydomowych ogródkach i na stacjach benzynowych.






Popołudnie spędzamy spacerując po Dolnym Manhattanie. Wall Street rozczarowuje- to krótka uliczka a siedzibę giełdy NASDAQ i Giełdy Nowojorskiej wyobrażaliśmy sobie inaczej...Tuż przed słynnym Hallem Federalnym usadowiły się budki z hot dogami, tak więc konsumujemy hot doga z Wall Street ( 3$ za najprawdopodobniej najgorszego hot doga jakiego jadłam w życiu) i chwilę dłużej zatrzymujemy się w zabytkowym kościele Trójcy Świętej, którego strzeliste wnętrze z licznymi neogotyckimi elementami architektonicznymi robi wrażenie. By the way- słynny byk z Wall Street w cale nie stoi na Wall Street- choć strzeże wejścia ogólnie do dzielnicy finansowej a by zrobić sobie z nim zdjęcie trzeba by ustawić się w kolejce za tłumem turystów, głównie Japończyków ( Maciej się wepchnął, ale z boku byka-:)








Jest już ciemno gdy docieramy do Punktu Ground Zero- miejsca w którym stały wieże World Trade Centre. W tej chwili jest to tzw. Memorial 9/11 obejmujący imponującą Wieżę Wolności i kilka innych drapaczy chmur ( część jeszcze w budowie) oraz dwóch potężnych sadzawek- fontann, zlokalizowanych na obrysach obu wieżowców.  To miejsce zrobiło na nas największe wrażenie. 









Wyczerpujący dzień kończymy kolacją w China Town- pierożki gotowane na parze i inne chińskie pyszności nie są bynajmniej przereklamowane, za to rozczarowują nas ceny i jakość pamiątek- wyczytaliśmy,że w China Town najtaniej można kupić magnesy, koszulki i inne drobiazgi, co nie wydaje się być prawdą. 






Ostatecznie to w sąsiadującej z China Town dzielnicy Little Italy zakupuję pamiątkową bluzę z hasłem I love NYC-:)  Ten wieczorny spacer w pełni obrazuje nam fenomen NYC- obok siebie położone są zupełnie odrębne światy, idealnie odtworzone- stoliki włoskich restauracji stoją na chodnikach jak w Rzymie czy Neapolu, w powietrzu unosi się zapach espresso a głośni Włosi zapraszają na spaghetti i gelato. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz