Dojazd z Coventry do Filadelfii zajmuje nam 4 godziny. Autostrady w Stanach są płatne, dzisiejszy odcinek kosztował 11$. Bramki wyglądają jak w ubogich państwach z czasów komunistycznych- bilety wydawane są ręcznie przez uśmiechniętych pracowników. Ameryka to stary kraj- dobrze podsumował to Arek. Jesteśmy tu dopiero czwarty dzień i już wyzbyliśmy się wszystkich kompleksów.
Wczoraj wieczorem zarezerwowaliśmy hotel „ w ciemno”
korzystając z serwisu Hotwire. Za 104$/ 4 osoby trafił nam się 3, 5* Hotel
Crowne Plaza- ekskluzywny, choć nieco podstarzały moloch położony na
przedmieściach Filadelfii zwanych Cherry Hill- za tą cenę naprawdę niezła
oferta.
Można się stąd dostać do miasta podmiejskim pociągiem, ale ostatecznie
jedziemy naszym wypożyczonym Dodgem. Tradycyjnie na ulicach nie ma praktycznie
opcji parkowania, ale parkingi publiczne są tańsze niż w Bostonie ( 26$/dzień).
Przed wjazdem na imponujący Most Benjamina Franklina kasują jeszcze 5$. Spacerujemy ulicami Filadelfii nucąc
piosenkę Bruca Springstina - „The Streets of Philadelphia”.
Dla Amerykanów to bardzo ważne miasto- kolebka niepodległego USA, miasto „braterskiej miłości” ( City of Brotherly Love) Williama Penna, miejsce, w którym unosi się duch Benjamina Franklina- niewykształconego drukarza, urodzonego jako 15 dziecko producenta mydła a później kultowej postaci. Zwiedzamy najważniejsze obiekty Independence National Historical Park- Independence Hall-jedno z nielicznych tego typu dzieł architektury znajdujących się na Liście Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO- to tu Kongres 4.07.1776 przyjął Deklarację Niepodległości, co oznaczało początek wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych.
By zobaczyć słynny Dzwon
Wolności-Liberty Bell-musimy odstać swoje w międzynarodowej kolejce a później poddać
się kontroli osobistej jak na lotnisku- naprawdę zaczynają nas tym wkurzać-
wczoraj to samo przerabialiśmy by zobaczyć USS Consitution w Bostonie.
Najbardziej wkurzony jest Maciej, bo każdorazowo każą zdejmować mu pasek od
spodni-:).
Może to zabrzmi jak herezja ale i tak najbardziej podobał nam się
budynek Ratusza ( City Hall)- obiekt w stylu drugiego cesarstwa francuskiego,
największy budynek municypalny w kraju. Już przed ukończeniem w 1901r. ta
olbrzymia budowla z potężnymi kamiennymi murami była obiektem przestarzałym i
rozważano jej zburzenie- na szczęście okazało się to zbyt kosztowne. Wraz ze
zlokalizowaną obok Świątynią Masońską stanowią najciekawszą część Philii ( tak
nazywają swoje miasto mieszkańcy).
Tzw. Stare Miasto w Filadelfii jest mocno
przereklamowane ale przez przypadek udaje nam się tam zjeść cudowny lunch w
marokańskiej, klimatycznej kawiarni Cafe Ole (147 N 3rd Street) i podziwiać
most Franklina z innej perspektywy. Filadelfia dla Amerykanów znaczy z powodów historycznych bardzo wiele, co przekłada się na liczbę odwiedzających turystów.Cóż, mając mniej czasu, moim zdaniem można sobie odpuścić tą pierwszą stolicę USA i zamiast tego nadłożyć trochę drogi i wybrać się do Waszyngtonu, na co nam niestety nie starczyło czasu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz