wtorek, 16 grudnia 2014

11. Kawa w Willimsburg. The End.


Do 11.00 musimy opuścić nasz pokój. Samolot mamy po południu, zostawiamy więc bagaże w recepcji i udajemy się do Williamsburga- modnej dzielnicy Brooklynu, graniczącej z Greenpointem, gdzie umawiamy się z przyjacielem Humama-Adim. Miejsce nie jest przypadkowe- Blue Bottle Cafe ( 160 Berry Street) poleca nam Caroline, rekomendując jako miejsce gdzie można wypić najlepszą kawę w NYC. Warto było zadać sobie trochę trudu- to faktycznie najprawdopodobniej najlepsza kawa, jaką tu piliśmy.







Adi okazuje się przemiłym facetem i żałujemy, że nie skontaktowaliśmy się z nim wcześniej-pracuje w ONZ i oferował nam swoje usługi jako przewodnik.
Knajpę wypełniają tłumy hipsterów- w obowiązkowych czapeczkach, z papierowym kubkiem kawy  w ręce, zagłuszają Billa Calahana, który leniwie umila czas pobytu w Blue Bottle Cafe. 
Sam Williamsburg przypomina berliński Kreuzberg. To miejsce ma swoją energię, wśród niezliczonej ilości rowerów, kościołów i charakterystycznej, iście europejskiej zabudowy, czujemy się wyśmienicie. To kolejne oblicze Nowego Yorku. Adi twierdzi, że Williamsburg to obecnie ,po Manhattanie, najdroższe miejsce w NYC-zamieszkane już nie tylko przez kolonie artystów, ale i pracowników najlepszych firm.





Jemy ostatni lunch w indyjskiej knajpce i wracamy do hotelu, skąd zamawiamy taksówkę na lotnisko JFK.



W taki sposób amerykański sanepid ułatwia ludziom wybór restauracji- ocenia je "w skali"-A, B, C, D a ocena musi być wywieszona w widocznym miejscu. Autorka fantastycznego bloga Little Town Shoes udostępniła w jednym ze swoich wpisów informację (autorstwa jej męża), jak czytać te oznaczenia-:)

AAlright
B - Be careful
C – are you Crazy
D – you are Dead


Stawki dojazdu na lotniska są stałe- 50$ za żółtą, klasyczną taksówkę, 60$ za większe auto, które jest w stanie pomieścić naszą czwórkę z bagażami. Żółtych taksówek się nie zamawia- jak na filmach staje się na ulicy i przywołuje je ręką.Czarne to tzw. serwis door to door- tych nie można zatrzymać na ulicy-zresztą ciężko byłoby je rozpoznać, bo nie są specjalnie oznaczone. Na ulicach pojawiają się też zielone taksówki-pytałam o to taksówkarza czarnego auta- „czarni” i „żółci” raczej nie przepadają za tą konkurencją ( delikatnie rzecz ujmując).
Przed wejściem na lotnisko jest waga, gdzie spędzamy sporo czasu dostosowując nasze bagaże do obowiązujących norm- żaden nie przekracza 23kg, nie musimy płacić za nadbagaż!







Z NYC wylatujemy o 17.50. Tym razem lecimy nocą- w Berlinie jesteśmy o 7.30 w niedzielę, w Warszawie o 10.15. Pawła zatrzymuje kontrola celna, prześwietla bagaże i zadaje szczegółowe pytania na temat każdej elektronicznej rzeczy- gdybyśmy jednak kupili parę iPhonów, takie pytania mogłyby być dość niewygodne.
Odbieramy auto i pokonujemy ostatni odcinek naszej podróży-autostradę na trasie Warszawa-Poznań. Podziwiam Macieja, że daje radę- jesteśmy naprawdę wykończeni. W tamtą stronę jet leg nie dawał nam się tak we znaki. Oto jesteśmy! Pierwsza rzecz, którą robimy w Poznaniu to spełniamy nasz patriotyczny obowiązek- dziś dzień wyborów samorządowych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz