środa, 10 grudnia 2014

3. Boston. Massachusetts.


Z planów wczesnego wyjazdu do Bostonu nici- celebrujemy amerykańskie śniadanie w europejskim stylu i wyjeżdżamy dopiero koło 10.00. Dojazd z Coventry do Bostonu zajmuje około dwóch godzin. Boston, stolica stanu Massachusetts kojarzy nam się nam, Polakom ze słynnego tekstu: „Mariusz Max Kolonko, Boston Maseczjusets”.To w Bostonie kręcono „Ally McBeal”, „Firmę”z Tomem Cruisem czy „Werdykt” z Paulem Newmanem. To tu urodził się Edgar Allan Poe, Sylwia Plath, stąd pochodzą The Pixies i Aerosmith, to w Bostonie w 1876 r. Bell wynalazł telefon i to tu, na przedmieściu zwanym Cambridge założono w 1636r. pierwszy amerykański uniwersytet- Harvard- ciągle numer jeden na liście Ivy League najlepszych amerykańskich uczelni. Konkurencję dla Harvardu stanowi słynny Massachusetts Institute of Technology, najważniejsza techniczna uczelnia w Stanach.
To wyjaśnia sens ogromnej liczby wieżowców Bostonu- dobre firmy chcą być najbliżej najlepszych studentów-fundują im stypendia i przechwytują od razu po ukończeniu nauki. Samo miasto jest wielkości Poznania, ale cała aglomeracja ma aż 4, 5 mln. mieszkańców. To najstarsze miasto w Stanach jest połączeniem nowoczesności i tradycji- typowe bostońskie obrazki to klasyczne kościółki umiejscowione między drapaczami chmur jak np. cudowny Kościół Świętej Trójcy (Trinity Church) przy Copley Square, na przeciwko ciekawego budynku biblioteki (Boston Public Library).





 Jeśli chodzi o kościoły to na uwagę zasługuje Old North Church ( ulica Salem)- widzieliśmy już w życiu wiele kościołów, ale nigdy czegoś takiego-wewnątrz znajdują się drewniane, modlitewne ławy zamknięte w boksach, z oryginalnymi tablicami pamiątkowymi z brązu, pochodzącymi z XVIII w. Kościół ma dla Amerykanów duże znaczenie, związany jest z rewolucją z 1775r.i osobą Paula Revere’a. 







W mieście jest wiele historycznych pamiątek, z czego najsłynniejszy jest czterokilometrowy Szlak Wolności ( Freedom Trail)- szlak jest oznakowany czerwoną linią lub czerwonymi cegłami w chodniku i prowadzi przez klika dzielnic Bostonu- częściowo go przeszliśmy. Choć miasto można zwiedzić na piechotę, trzeba by mieć więcej czasu niż my dzisiaj- o 16.00 robi się już ciemno i choć Boston by night ma swój urok, to jednak by zobaczyć więcej skorzystaliśmy z oferty autobusów turystycznych typu  Hop On Hop Off – wybraliśmy firmę Upper Deck Trolley ( www.BostonSuperTours.com). Ta sama firma oferuje też tzw.Super Duck Tours- autobus w porcie robi tzw. Splash i przez 45 minut pływa po Zatoce umożliwiając zobaczenie miasta z innej perspektywy.Taka wersja premium kosztuje 39 dolarów, opcja którą wybraliśmy-25. Gdybyśmy mieli więcej czasu i gdyby tak przeraźliwie nie wiało być może zdecydowalibyśmy się na przejażdżkę taką „kaczką”.
 Bardzo ważna uwaga- parkingi! W mieście jest mało miejsc gdzie można zaparkować na ulicy a parkingi publiczne są cholernie drogie- zapłaciliśmy 38 dolarów za dzień. Po fakcie dowiedzieliśmy się, że zamiast zaczynać podróż z portu ( przy bostońskim Akwarium), można podjechać do Cambridge i rozpocząć podróż z tamtej strony. Bilet na autobus upoważnia do całodziennego parkingu w Cambridgeside Galeria Mall za 4 dolary- bilety na turystyczne autobusy kupuje się dokładnie na przeciwko wejścia do Galerii.














Ogólnie Boston bardzo nam się spodobał, w magicznej i najdroższej dzielnicy Beacon Hill moglibyśmy zamieszkać- brukowane uliczki, stare kamienice z czerwonej cegły, małe sklepiki, ekskluzywne restauracje-gdyby nie dynie zdobiące wejścia do niemal każdego z domów, czulibyśmy się jak w Europie ( i to z XVIII w.).




 Piękne parki mieniące się wszystkimi kolorami liści, po których buszują gromadami srebrne wiewiórki- nie wiedziałam, że wiewiórki mogą być srebrne!




Nie można będąc w Bostonie nie spróbować homara- to właśnie lobster jest oprócz fasoli sztandarowym daniem tego miasta. Mimo przeraźliwego zimnego wiatru udajemy się do portu i w jednej z restauracji o wdzięcznej nazwie The Barking Crab kosztujemy homara w wersji „naked roll”.To nietani przysmak, ale na pewno wart swojej ceny. 






Zapominamy sprawdzić, czy faktycznie w Bostonie obowiązuje zakaz picia gorącej herbaty.Związane jest to z historią Stanów Zjednoczonych. Zwyczaj picia gorącej herbaty jest wizytówką Wielkiej Brytanii-w 1773 r. w ramach protestu przeciwku cłu, amerykańscy buntownicy zatopili w okolicy portu w Bostonie cały statek przewożący herbatę. Zakaz picia herbaty ma ponoć upamiętniać to, znane jako „bostońska herbatka”, wydarzenie.

Na pożegnalną kolację Caroline i Steve zapraszają nas do swojej ulubionej restauracji- Cafemantic w pobliskiej miejscowości Willimantic ( 948 Main Street, Willimantic CT, 06226, tel. 1(860) 423 4243). New cuisine w francuskim stylu, europejskie porcje ( główne dania 10-15 $), które pozwalają na spróbowanie wielu pysznych dań- krewetek podanych na aromatycznej czarnej fasoli, muli gotowanych w białym winie z kolendrą, przegrzebek czy słynnego amerykańskiego mac and cheese. Restauracja zdobyła wiele nagród stanowych i będąc w okolicy warto tam zajrzeć.



Na pożegnanie Caroline upiekła dla nas typowo amerykański jabłecznik- słynne apple pie. Szkoda, że musimy wyjeżdżać....Przemili ludzie, cudowny klimat-ale na nas czekają jutro ulice Filadelfii. The streets of Philadelphia...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz